Rzucewo - pomost cumowniczy

Pomost w Rzucewie ma podobną konstrukcję, jak ten Rewie.  Wysoki przyczółek, a od niego odchodzi demontowana na zimę część mogąca służyć żeglarzom.


Niestety, jest tu bardzo płytko – około 1 metra głębokości na końcu pomostu, bliżej brzegu 50–80 cm. Dodatkowo podchodząc do pomostu trzeba zachować dużą ostrożność, bo w jego okolicy na dnie zalegają spore głazy narzutowe.  Czyli powoli, ostrożnie, z „okiem” na dziobie i tylko przy bardzo spokojnej pogodzie. Jeśli po zmierzchu – to naprawdę bardzo wolno. Sama keja nie ma świateł nawigacyjnych, ale przyczółek jest częścią doskonale oświetlonego przez zwykłe lampy deptaku wzdłuż brzegu.  Łatwo go zaleźć, to „wyspa światła” na tle ciemnego lasu.

Pomost nie jest wyposażony w żadne urządzenia cumownicze. Można do tego wykorzystać rury, które utrzymują jego pływające segmenty w miejscu. Dodatkowo jego konstrukcja (mniej solidna, niż w Rewie) „pracuje” na nawet niedużej fali, a stalowe elementy trą o siebie, wydając nieprzyjemne odgłosy. Spokojny sen to raczej nie w tu.

W latach 90-tych, gdy byłem w Rzucewie lub kotwiczyłem na Zatoce przy cyplu Rzucewskim, odczuwałem wpływ… rury. Rura była spora i odprowadzała do Zatoki ścieki, dzięki którym najbliższa okolica pachniała chwilami niezbyt przyjemnie. Ku mojemu zaskoczeniu, choć tyle się w sferze ochrony przyrody w Polsce zmieniło, w 2015 powitał mnie znajomy fetorek. Mogę tylko mieć nadzieję, że zmiany nastąpią możliwie szybko.

Z punkt widzenia żeglarzy ten pomost jest więc trudno dostępny i możliwy do wykorzystania tylko przy dobrej pogodzie, niemal bezwietrznej lub przy słabym wietrze od lądu. Miejsce ma jednak swoje zalety.  Okolica Rzucewa i cypla Rzucewskiego jest niezwykle malownicza. Wąska lecz piękna piaszczysta plaża, ściana lasu tuż ponad nią, zieleń morza – warto to przez chwilę sobie „pochłonąć”, zwłaszcza przy słonecznej pogodzie.

Poza tym – wystarczy pokonać schody u nasady pomostu (jest ich sporo) i już jesteśmy w hotelu „Zamek Jan III Sobieski”.  Historycznie to trochę naciągane. To nie zamek a  pałac, utrzymany w manierze neogotyckiej, zbudowany przez ród von Below prawie 200 lat po śmierci króla. W tym miejscu stało wcześniej kolejno kilka dworów (budowanych m.in. przez rodziny Wejherów i Radziwiłłów), a jeden z nich rzeczywiście należał przez kilkanaście lat do Jana III Sobieskiego. Ale brzmi dobrze i fajnie się stało, że ten ciekawy, a zupełnie zrujnowany obiekt, został przez nowych właścicieli uratowany.

Tak, czy inaczej, w czasie mojej wizyty kuchnia była doskonała, obsługa bardzo miła i rozgrzałem się skutecznie, po kilku godzinach żeglugi w chłodny, październikowy dzień.  Jeśli więc złapie Cię na zatoce Puckiej cisza, a masz mieczową łódkę z silnikiem – wizyta na obiad w „Zamku” jest opcją wartą rozważenia.

Grzegorz Czarnecki

Odpowiedzi

Dodaj nową odpowiedź